Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ozdrowieniec z Darłowa: "To od nas samych zależy, żeby jak najmniej ludzi ucierpiało"

Wojciech Kulig
Wojciech Kulig
Na zdjęciu Tomasz Bobin transportowany do na oddział zakaźny do szpitala w Koszalinie.
Na zdjęciu Tomasz Bobin transportowany do na oddział zakaźny do szpitala w Koszalinie. Archiwum prywatne/Tomasz Bobin
Rozmawiamy z Tomaszem Bobinem, przewodniczącym Rady Powiatu Sławieńskiego i sekretarzem w Urzędzie Miasta w Darłowie. Mieszkaniec Darłowa w sierpniu zachorował na COVID 19 i trafił do szpitala w Koszalinie. Obecnie jest uznany za ozdrowieńca. W rozmowie z naszą redakcją opowiada o tym, co przeżył. Przestrzega także wszystkie osoby, które nie wierzą w pandemię koronawirusa.

Jak doszło do zakażenia koronawirusem? Jakie miał pan objawy?

W sierpniu byłem tydzień na lekach antywirusowych, miałem podejrzenie zapalenia gardła. Tabletki nie pomagały, więc udałem się na wizytę do przychodni. Lekarz mnie przyjął w ośrodku zdrowia i zdecydował, żeby skierować na test na koronawirusa. Pobrano mi wymaz i po kilku godzinach zadzwoniono z sanepidu, że wynik jest dodatni. Przyjechała po mnie karetka i zabrała do szpitala w Koszalinie na oddział zakaźny. Główne objawy, które miałem to osłabienie. Był też problem z przejściem jakiegoś dłuższego dystansu. Musiałem za każdym razem odpocząć. Były również problemy z oddychaniem i gorączka, między 37 a 39 stopni, która pojawiała się o różnej porze dnia. Zbijałem ją lekami, ale to pomagało doraźnie, najwyżej na godzinę czasu.

Trafił pan do szpitala w Koszalinie. Jak przebiegało leczenie i w jakich warunkach?

Byłem w izolatce na oddziale zakaźnym. Miałem do dyspozycji jedno łóżko, umywalkę i toaletę. Na szczęście nie byłem w krytycznym stanie, nie miałem tak mocnych duszności jak inni. Za ścianą słyszałem jakąś kobietę, która kaszlała, takiego kaszlu wcześniej nie słyszałem. Kobieta ta została zabrana do szpitala w Szczecinie. Do mojej sali przychodził lekarz oraz pielęgniarki, wszyscy ubrani byli w kombinezony. Podawano mi dużo leków, między innymi jakieś antybiotyki. Dopiero po 8 dniach wyszedłem ze szpitala. Trafiłem jeszcze do izolatorium w Białogardzie, żeby nie narażać rodziny na kwarantannę. Chciałbym podkreślić, że ludzie, którzy pracują w tych szpitalach są niesamowici, pracują z poświęceniem. Czułem od nich życzliwość.

8 dni w jednym pomieszczeniu to dużo. W dodatku nie mógł pan opuszczać sali. To z pewnością wpływa na samopoczucie.

Najgorsza jest samotność. Tam człowiek leży cały dzień sam i przychodzą różne myśli, zwłaszcza wieczorem gdy robi się już ciemno. Kontakt miałem z lekarzem, który dwa razy dziennie do mnie przychodził, salową i pielęgniarką która dawała zastrzyk. To wszystko krótko trwało, więc większość czasu jest się samemu.

Udało się opanować strach?

Mam swoje lata. Trzeba było sobie uświadomić, że nie jest się młodzieniaszkiem. 62 lata to jest wiek, gdzie trochę się już w życiu przeszło. Natomiast sądzę, że taką dodatnią wartością jest to, że człowiek w tym wieku jest bardziej opanowany. W trakcie leczenia szpitalnego nie było u mnie paniki. Przyjąłem wszystko ze spokojem, powiedziałem sobie że co ma być to będzie. Są ze mną lekarze fachowcy i wiedzą co robią. Trzeba się temu wszystkiemu poddać i nie panikować.

Jest pan już ozdrowieńcem. Jak wygląda teraz pana życie?

Po wyjściu ze szpitala wszystkie leki zostały odstawione. Schudłem 9 kilogramów. Zgodnie z zaleceniami muszę się teraz samokontrolować. Jeśli miałoby się coś dziać, to mam się kontaktować z lekarzem. Teraz już normalnie funkcjonuje. Dużo spaceruję. Mam ten komfort, że mieszkam w Darłówku i jest tu gdzie odpocząć na świeżym powietrzu.

Czy restrykcje, które obowiązują w Polsce są wystarczające?

Według mnie na dzień dzisiejszy nie znamy skali zagrożenia. Trzeba zachować dystans, higienę osobistą, zasłanianie ust i nosa – więcej na razie się nic nie wymyśli. To od nas samych zależy, żeby to wszystko spokojnie jakoś przetrwać i żeby jak najmniej ludzi ucierpiało.

Jednak nie wszyscy są odpowiedzialni. Nie każdy stosuje się do zaleceń.

W sobotę byłem na zakupach w Słupsku. Widzę, że ludzie wciąż mają luz, czyli maseczki na brodzie i wszyscy zadowoleni. Przypomina mi się, jak jeszcze wiosną wszyscy trzymali dystans w kolejkach. Teraz pójdę do pierwszego lepszego supermarketu, położę na taśmie produkty i już mam „na plecach” następnego klienta. Powiem tak, przeszedłem przez to i nie był to łatwy okres w życiu. Ci, którzy mają swoje poglądy, niech zachowają je dla siebie. To było dla mnie ogromne doświadczenie. Życzę ludziom, którzy nie wierzą w koronawirusa, żeby tego w życiu nie przeszli w sposób agresywny. Zastanawiam się czasem, co by było, gdyby zabrakło personelu medycznego, czy ktoś z nich by się odważył wolontaryjnie pójść pracować na oddział zakaźny? Podejrzewam, że nie byłoby chętnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na darlowo.naszemiasto.pl Nasze Miasto